środa, 30 lipca 2014

16

Dwa tygodnie spędziliśmy w Polsce. Piotruś odbywał jak to się określa "wakacje u dziadków". Wszystkie atrakcje i sytuacje jak zrywanie malin i jedzenie prosto z krzaczka oraz obdarte kolana zaliczone. Mama w tym czasie biegała po urzędach, bo okazało się, że od czasu wyrobienia pierwszego dowodu osobistego minęło już dziesięć lat i dokumenty straciły ważność, jak ten czas leci chciałoby się powiedzieć, ano leci, jeszcze pół roku temu zastanawiałam się jak żyć, skoro jestem skazana na branie leków powodujących zapaść mojego organizmu i menopauzę przed trzydziestką, a teraz nie ma to większego znaczenia i już bardzo poddenerwowana czekam na operację, która od dziś równo za tydzień. W piątek muszę zrobić mammo piersi, która się ostała, bo muszą być pewni, że nie trzeba mnie patroszyć jak Angeliny Jolie. W poniedziałek rozmowa z anestezjologiem, ostatnie oględziny i w środę po 7 godzinach narkozowego snu obudzę się na OIOMie, na którym spędzę decydującą dobę. Decydującą czy przeszczepiona skóra przyjęła się czy się nie przyjęła. Przeczytałam już cały internet na ten temat, wszystkie panie, które przeszły tę operację piszą, że warto, że cycki po pół roku jak malowane, dam wam znać czy mówiły prawdę. Dla mnie ta operacja ma nie tyle znaczenie estetyczne, co symboliczne, bo chcę nią zamknąć temat rakowych smutków i przejść do etapu normalnego życia, z cyckami w liczbie dwóch. Chciałam nawet zorganizować jakąś imprezę pożegnalną w czasie, której będę mogła symbolicznie spalić protezę, ale chyba się powstrzymam, raz, że to nie za dobrze dla środowiska, a dwa zostawię sobie ją na razie, na wszelki wypadek bo może coś...ćśiiiii, wszystko się uda, nie może być inaczej. Limit złych zdarzeń się wyczerpał, teraz będzie przychodziło tylko dobre. Mam jeszcze trochę na głowie w tym tygodniu, a zatem trzymajcie za mnie za tydzień kciuki, najlepiej dwa, czyli tyle samo ile będę miała cycków w czwartek po operacji. Pozdrawiam.

A zdjęcie jest z Turawy, w której byliśmy z Piotrkiem na chwilkę.


poniedziałek, 14 lipca 2014

15

Od czytania internetowych bzdetów robi mi się jajecznica z mózgu. Dziś za sprawą nowego wpisu Miry na jej blogu Minimaliv dotarłam do innej, jakże fascynującej treści, a mianowicie wpisu o Rajstopach. Tak drogi czytelniku, nie przewidziałeś się chodzi o dziecięce rajtki. Tajemnicą nie jest, że pisanie podniecających tłumy, "kontrowersyjnych" postów nakręca "klikalność" i ilość pozostawionych komentarzy, ale temat, który podjęła autorka bloga oczekujac.pl sprawił, że chyba już nie chcę zaglądać na blogi parentingowe. Byłoby mi zwyczajnie wstyd podjąć taki temat, który spokojnie możemy zaliczyć do tematów (tutaj przepraszam za wulgaryzm) "z dupy". Rajstopy? Serio? Z tego poważnego, poruszającego jakże arcyważny temat postu dowiedziałam się, że puszczanie dziecka w sali zabaw w samych rajtach to odbieranie mu godności. Wizyta w niemieckim przedszkolu albo na jednym z placu zabaw w Berlinie mogłaby u autorki bloga wywołać głęboki wstrząs. Wszystkie dzieci jak jeden mąż w zimę latają po salach w samych rajtkach (wiem, szok i przerażenie), a co z ich godnością? Została dawno zdeptana przez okrutnych rodziców bez wyczucia stylu i smaku. Dodam więcej, dzieci na placach zabaw bywają w odzieży podziurawionej i poplamionej, bo pragmatyzm rodziców podpowiada im, że strojenie się do kopania w piasku i skakania po drabinkach nie ma żadnego sensu. Zastanawiające jest dla mnie, że odzieraniem z godności nie jest publikowanie tysiąca zdjęć swojego dziecka i robienie z jego życia własnego biznesu. Śmiem twierdzić, że blog oczekujac.pl to już raczej nie popołudniowe pisanie dla przyjemności tylko regularna praca, ale nie powinno mnie to obchodzić i też nie powinnam tego komentować tutaj, bo zaraz się okaże, że napisałam to wszystko by poprawić sobie statystyki. Dlatego kończę
Co u nas? Byłam dziś w szpitalu dowiedzieć się o szczegółach operacji i zaprezentować wyhodowany przeze mnie elegancki brzuch. Zebrałam pochwałę i na początek przyszłego miesiąca jestem umówiona na pogadankę z anestezjologiem i podpisanie wszystkich papierków (Niemcy i ich papierki...). Strach już jest, nie wiem co będzie za dwa tygodnie. Młody ma ferie, od dziś, dlatego wybieramy się na trochę do Polski. Bardzo mnie to cieszy.