wtorek, 7 października 2014

23

Przedwczoraj wszyscy dowiedzieliśmy się o śmierci Anny Przybylskiej. Czuję ogromny żal i smutek w związku z tą straszną wiadomością. Czuję też złość, kiedy widzę jakie głupoty wypisują media: "zobacz ostatnie zdjęcie Ani na instagramie" Serio? Gdy byłam parę miesięcy temu w Polsce w ręce wpadł mi miesięcznik Viva, w którym to Ania udzieliła wywiadu. Z treści można było wyczytać ogromną wolę życia i chęć przetrwania, ale także świadomość, że jej dni są policzone. Rak trzustki, który miała aktorka jest praktycznie nieuleczalny, ponad 90% pacjentów dożywa jedynie roku po diagnozie. Niewątpliwie ta odmiana nowotworu to wyrok. Nie wyobrażam sobie co musiała czuć matka trójki dzieci wiedząc, że spędza z nimi najprawdopodobniej ostatnie miesiące. 

Założycielka fundacji Rak'n'roll Magdalena Prokopowicz powiedziała kiedyś Każdy człowiek, który dzielnie walczy z tą chorobą i wygrywa czasem miesiąc czasami dwa to już można powiedzieć, że Wygrał Życie. Zawsze kiedy czytam te słowa mam wątpliwości, bo czy wygraniem życia jest świadomość, że mamy tego życia kilka miesięcy? Czy Anna Przybylska, która ostatni rok spędziła walcząc o przetrwanie i pracując, aby mieć pieniądze na leczenie wygrała ten czas od usłyszenia diagnozy? Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Dalej jestem w szoku, bo informacja o śmierci aktorki znów przypomniała mi, że nasz największy wróg zebrał żniwo. że medycyna ponownie rozłożyła ręce. Może wyda wam się to śmieszne, ale na wszelki wypadek sprawdziłam wczoraj po raz setny jakie są rokowania wobec guza, którego pozbyłam się rok temu. Na wszelki wypadek, bo przecież wszystko się może zdarzyć. Los przypomina nam o tym praktycznie każdego dnia. 
Mój dobry znajomy ma za sobą chłonniaka, szczęśliwie pokonanego. 
Z racji tego, że jest osobą publiczną jakiś czas temu udzielając wywiadu odpowiedział na pytanie dotyczące strachu przed śmiercią, pamiętam dokładnie jego zdanie: "Jedyna rzecz, która mnie przerażała, to to, że jak umrę, moja córka będzie miała straszną traumę. Zamartwiałem się, jak ona sobie z tym poradzi w życiu". (źródło). Czytając te słowa przypominam sobie moją pierwszą myśl po usłyszeniu diagnozy "Jak oni sobie poradzą?", bo człowiek w takich momentach zakłada, że to koniec, trzeba się zabrać za "załatwianie" spraw. Od niedzieli wieczór ciągle chodzi mi po głowie co myślała Anna przed śmiercią, czy wierzyła, że odchodzi w lepsze miejsce, czy się bała, czy martwiła o to jaki wpływ jej śmierć będzie miała na psychikę dzieci. Czy uważała, że wygrała życie?








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz