środa, 18 stycznia 2017

57 (styczeń)

Nowy rok nadszedł jeszcze szybciej niż poprzednie. Na blogu zabrakło Mamazonkowego podsumowania, a to za sprawą tego, że 2016 jak to stwierdził mój partner był jakiś nudny. Racja, było nudno, chociaż i bogato w nieszczęśliwe zdarzenia, bo zarówno mój tato jak i mój brat spędzili trochę czasu w szpitalach. Mam nadzieję, że ten rok okaże się dla nich spokojny, a dla nas ponownie nudny. Nuda mi odpowiada, doszłam dziś do takiego wniosku podczas badania MRT głowy. Od jakiegoś czasu miewam uporczywe bóle i co za tym idzie postanowiłam poznać ich przyczynę. Nie muszę chyba Wam opowiadać ile stresu kosztuje mnie każde zaglądanie wewnątrz mojego ciała. Niby nic, a jednak dzień wcześniej nie potrafię zasnąć, rano żołądek jakoś dziwnie ściśnięty nie chce przyjąć śniadania, jestem też zazwyczaj mocno rozkojarzona. Tak było i dzisiaj. Ponownie poczułam się jak wariatka, która zadaje trzy razy to samo pytanie, nie potrafi się skupić na odpowiedzi, trzęsą jej się ręce etc. MRT to, to badanie, które jest bardzo głośne i w czasie, którego czasami podaje się kontrast. Z racji faktu, że bywam w szpitalach częściej niż przeciętny człowiek przyzwyczajona jestem do różnego rodzaju nakłuwania żył etc. Jednakże dzisiaj odniosłam wrażenie, że człowiek, który ma mi ten kontrast podać robi to po raz pierwszy. Dosłownie dłubał igłą w moim nadgarstku, aż udało mu się doprowadzić mnie do łez.  Dodajcie do tego stres, który poczułam po usłyszeniu słów "musimy zrobić kontrast, bo taka jest procedura u pacjentów, którzy mieli nowotwór, bo bez kontrastu nie można zobaczyć przerzutów do mózgu" i macie gotową Karolinę w rozsypce. To, że na chwilę zwariowałam musiało być widoczne, bo jedna z sióstr przyszła trzymać mnie za rękę,a druga dopingowała mnie słowami o tym jak super sobie radzę w czasie badania, coś w stylu "świetnie pani leży, leży pani jak nikt inny". Trochę mi to pomogło, niemieckie siostry w szpitalach czy przychodniach często chętnie zostają twoją towarzyszką niedoli. No, ale już po wszystkim, nastała ponownie kochana nuda i spokój. Mam nadzieję, że nic tam nie znaleźli, a łeb mnie boli bo mam migrenę albo jakąś inną trudną do zdefiniowania przypadłość, z którą będę żyła dalej, długo i nudno. 

P.S. W zeszły weekend bawiliśmy się świetnie w Trójmieście, na weselu Eli i Piotra, których z tego miejsca pragnę serdecznie pozdrowić. Relacja z Trójmiasta wkrótce. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz